Ta witryna wykorzystuje pliki cookie, dowiedz się więcej Zgadzam się

Felieton Szymona St. Kamińskiego pt. "Wino na wesele"

 

Szymon_Kaminski magnify dobre

Cudze nieszczęście czyli wino na wesele

 

Młoda internautka poszukuje pomocy. Jest w strasznym kłopocie. Ma problem. Rzecz dotyczy wyboru odpowiedniego wina na wesele. Dosyć ważne, bo to jej własne. Złośliwi komentatorzy pocieszają na forum, że przy drugim albo jeszcze kolejnym weselu, z racji doświadczenia, problem rozwiąże z większą łatwością. Nie ładnie tak drwić z cudzego nieszczęścia, niemniej do sprawy weselnego wina, specjalnie dla Państwa, postanowiłem podejść nieco bardziej systemowo.

 

Oczywiście na wstępie powinienem nakreślić rys historyczny. A zatem wszystkie fakty o dziejach winogrodnictwa, o tym, że wino pija się je od co najmniej 7000 lat. No i wypada wskazać na pierwowzór czyli gody w Kanie Galilejskiej. Szczegóły tej opowieści ewangelicznej są bowiem dla sommeliera fascynujące. Oto bowiem woda przemieniona w wino trafia do spróbowania do weselnego starosty. A on zna się na winach, bo zakłopotany przywołuje pana młodego, znaczy się zięcia i tłumaczy mu, że tak dobre wino powinno być podawane gościom w pierwszej kolejności. Kolejny detal, który czasem umyka naszej uwadze – za wino na wesele tradycyjnie odpowiada pan młody, więc naszej zatroskanej internautce teoretycznie nic do tego. Jeśli jej narzeczony nie podoła zadaniu – to może nie jest najlepszym kandydatem na męża. W ogóle jestem zdania, że młode i piękne dziewczęta powinny wychodzić wyłącznie za facetów znających się na winach. No dobrze, wiem, to nieuczciwe zwalczanie konkurencji... I jeszcze jedno a propos wesela w Kanie. Całej sprawy by nie było, ba, nie było by cudu, gdyby w trakcie uczty wina nie zabrakło. Jeśli więc jesteśmy proszeni na wesele, nie miejmy skrupułów i – o ile nam odpowiada – pijmy ile dusza zapragnie, nie martwiąc się o zgromadzone przez parę młodą zapasy. Może, gdy wina zabraknie, znów wydarzy się coś istotnego dla świata?

 

Jak zatem postąpić? Klasyczne myślenie zaaferowanej i z oczywistych powodów słusznie przerażonej pary młodej, tak jak w przypadku naszej internautki, najczęściej prowadzi w ślepą uliczkę. A ślepa uliczka wygląda tak: jedno czerwone, jedno białe, oba tak uniwersalne, by smakowały wszystkim i jednocześnie nie były drogie. To niewykonalne. Musiałby znowu wydarzyć się cud.

 

Powstaje pytanie czy w ogóle warto się starać. Przecież wujek Staszek z wujkiem Zenkiem unikają wina jak ognia, bo to kwas, dlatego z myślą o nich trzeba zabezpieczyć i odpowiednio schłodzić wodę ognistą. Ponieważ znajdą naśladowców, potrzeba będzie dużo wody ognistej. Czy ktoś w ogóle pić będzie wino? Ciocia Hela wciąż uskarża się na migreny, a ciocię Basię zwykle boli żołądek. Szampan lub inne zacne wino musujące raczej nie przejdzie. Owszem, będzie pierwszy uroczysty toast i na tym koniec. A szkoda, bo nie ma bardziej uniwersalnego wina niż musujące. Niewiele par jest tak odważnych, by przez całe przyjęcie serwować szampana, cavę lub crémant.

 

Co więc wybrać ma nasza internautka? Nie bez znaczenia jest pora roku, kiedy odbywają się gody. Jak będzie gorąco, schłodzone wino białe cudownie ugasi pragnienie gości, szczególnie, gdy po wesołym skocznym rozdeptywaniu stóp partnera lub partnerki powrócą na z góry upatrzone pozycje, a więc miejsca przy stole biesiadnym. Oczywiście w miarę rozkręcania się imprezy weselnej, jakość i temperatura wina zdecydowanie tracic będzie na znaczeniu. Pozostawione jednak na stole białe, gdy się ogrzeje, wołać będzie o pomstę do nieba.

 

Niektórzy po wino weselne udają się za granicę. Pochwalam. Romantyczna podróż przed-ślubna może być fajnym przeżyciem. No i te 90 litrów na osobę dla potrzeb własnych całkiem legalnie wwozi się przez wewnątrz unijną granicę bez cła i akcyzy (jeśli wina musujące, to tylko 60 litrów, cóż począć).

 

Tyle, że znów przy tej okazji trzeba wypowiedzieć parę gorzkich słów pod adresem polskich restauratorów, bo to przez nich nasza internautka ma takie kłopoty. To skandal, że stosunek jakości do ceny tego, co serwowane jest w lokalach gastronomicznych, zmusza ludzi do poszukiwania win za granicą, albo w naszych hurtowniach i supermarketach. Nauka zna też przypadki rozwiązań skrajnych. Mój sąsiad zakupił był... bilety lotnicze, zabrał prawie czterdzieści osób do Włoch, wynajął locum, wspaniałe wina lały się szerokim strumieniem przez dwa albo i trzy dni, o jedzeniu nie wspominając. I to wszystko dlatego, że nie stać go było było na równie huczne wesele w Krakowie. No bo, tak na logikę, po co targać skrzynki win na wesele, skoro łatwiej i całkiem bez akcyzy transportuje się gości?

 

Komentarze

tekst ciekawy, ale konkretów niewiele. Problemu młodej internautki Pan niestety nie rozwiązał, a szkoda.

No niestety, Panie Michale, nie miałem zamiaru tego problemu rozwiązywać. Wręcz przeciwnie - starałem się uwypuklić trudności! A konkrety, to już byłaby promocja. Mam wprawdzie w moim dorobku konsultingowym import win z Langwedocji dedykowanych na wesela, sprowadza je bezpośrednio z winiarni grupa Donimirski Boutique Hotels. Są świetne w super cenie (zalety dodatkowe: nigdzie indziej nie do kupienia, francuskie, łatwe do picia i nieźle prezentująca się etykietka ;). Ale wesele musiałoby się przenieść do Krakowa!
Oczywiście w moim artykule zabrakło podstawowej rzeczy: co będzie jedzone? Do czego tak naprawdę dobiera się wino...

Temat dla mnie jest przedziwny. Jak to Szymon napisał - przecież nie będe pisał "Pan" w dzisiejszej dobie internetu, nie da się zaspokoić wszystkich gości. Będziemy mieli bowiem na sali rodzinę od wody "ognistej", a także ludzi którzy lubują tylko i wyłącznie wina półsłodkie - o wytrawnych zapomnij i tak dalej i tak dalej.

Podsumowując, organizacja wesela to niezły ambaras ;] i jeżeli towarzystwo jest raczej nie pijące wina to ja bym nawet kupił Carlo Rossi. Przynajmniej wszyscy będą wiedzieli co piją.

A tak poza tym na weselu jak to na weselu po paru głębszych nikt nie patrzy już co pije ;]

Ciężko jest doradzić coś konkretnego. Jak Pan Szymon napisał, zależy do czego się wino dobiera. Inne wino będzie bardziej pasowało do swojskiego jadła, a inne do kuchni fusion. Temat nie jest przedziwny, temat jest trudny : )

A szkoda, że miał Pan takiego zamiaru. Koleżanka liczyła chyba na konkret, a nie debatę w jak trudnej jest sytuacji.

Koleżanka zawsze może wynająć sommeliera, który sprawdzi jej menu i dobierze wina zgodnie z regułami sztuki. Ale taki rzeczy to już nie na forum ;)

Dziękuję za artykuł... miło mi, że moje zapytanie zwróciło Waszą uwagę.

Nie wiem jednak co mam o tym myśleć - czytałam dwa razy, bardzo dokładnie ale niestety nie znalazłam żadnej konkretnej podpowiedzi :-) nadal nie wiem co zrobić. Może jak Wam podam konkretniejsze informacje to coś doradzicie? Ślub pod koniec sierpnia, wesele nie duże (80 osób) i znaczna większość pije trunki mocniejsze. Jest jednak kilka osób, które wino lubią i trochę się na nim znają. Miejsce wesela to sala biesiadna w środku sosnowego lasku.

Co do podróży przed ślubem w celu zakupu win - odpada. Nie wiem czy zdaje sobie Pan sprawę ile kosztuje teraz zorganizowanie ślubu i podróż poślubna :-)

To co ja mam biedny żuczek zrobić??

"Co ma biedny żuczek zrobić?" Już miałem napisać, że najlepiej żyć "na kocią łapę", ale pomyślałem, że nie na tym polega dyżur sommeliera, żeby się wtrącać ;)

Czyli rozumiem, że na siłę z rubryki FELIETON wciągany jestem (za darmo!) w rubrykę KĄCIK PORAD. No dobrze... Tyle, że znowu brakuje mi jednego choćby słowa na temat potraw! Fajnie byłoby dowiedzieć się o porę dnia (chociaż w sierpniu to cały dzień może być gorąco), o liczbie tych amatorów wina a także o wpływie sosnowego lasu na kuchnię i aromat win. Wino powinno być zatem złożone, o żywicznych nutach zapachowych, z wyczuwalnym aromatem suchego leśnego poszycia... Nie no, znowu się wygłupiam... Domyślam się zatem, że skoro w lesie, to i menu bardziej "swojskie" niż wystawne. Więc nie ma co przesadzać. Ja to bym zrobił jednak wypad na Węgry i tam przywiózł po 2-3-5 euro wspaniałe wina, jak choćby pinot noir, czy pino gris (zwane przez naszych bratanków Szürkebarát). Degustować można po piwnicach, albo nawet w Tesco kupuje się wina świetnych producentów (Teleki-Villany, Heimann, Bock). 90 litrów na osobę!
Natomiast dobrym pomysłem jest zrobienie kącika z winami gdzieś z boku, albo wydelegowanie kelnerów, żeby pytali, którzy z gości mają ochotę na wino. Nawet jeśli to tylko wesele, winu należy się szacunek, który nie pozwala porzucić pootwierane butelki na stołach i niech się z nimi dzieje co chce.

Dyskusja powyższa dowodzi potrzeby wprowadzenia usługi porad eksperta. Istnieje wciąż duże zapotrzebowanie na autorytety. Co do win weselnych, to nie zapominajmy o potrzebie uznania dla organizatora. Być może najlepsze nawet wino węgierskie (ze względów historyczno - geograficznych) może przegrać w oczach gości ze słabym winem z bardziej winiarsko kojarzonych krajów.

Mam nadzieję, że nikt nie przeczytał posta Pana Szymona, aż tak dosłownie i na Węgry zabierze forinty zamiast euro ;)

ps. teraz już wiem jakich win szukać na półce węgierskiej, którą omijałem do tej pory szerokim łukiem (przyp. Teleki-Villany, Heimann, Bock). thx

Z tym euro to nie do końca tak. W sklepach najlepiej płacić kartą, a jeśli kupujemy bezpośrednio u winiarza, będzie mu miło przyjąc także euro (cenniki eksportowe są w euro).
Jeszcze jedna podpowiedź: jeśli ktoś ślubu nie musi brać w pośpiechuma opcję zakupu wina "en primeur", albo zamówienie większej liczby butelek i wtedy jest szansa na własne okolicznościowe kontretykiety, lub wręcz etykiety na front. Natomiast racja, że kraje bardziej kojarzone winiarsko bedą lepiej się prezentowały, ale to już większa wyprawa.

curiosum, z tym "en primeur" to już żeś przesadził.

Znam pary rezerwujące wszystko na ślub z trzyletnim wyprzedzeniem. "En primeur" wychodzi naprawdę tanio.

a ja znam pary, które są małżeństwem i nie znają się 3 lata :D

Panie Szymonie, planowanie ślubu na 3 lata wstecz to na prawdę co najmniej, uwaga ryzykowny pomysł.

Zapewne Pan słyszał jeden z licznych przesądów zaręczynowych, który mówi, że gdy Pan Młody oświadczy się swojej wybrance to nie później, niż rok później powinien wziąć z nią ślub.

Ja się tutaj tak wymądrzam, ponieważ ostatnio zostałem przeszkolony przez Kasię z tych wszystkich zabobonów. Ciekawe czy ktoś wiedział, że istotne jest np. którą nogą Panna Młoda wchodzi do kościoła, albo np. że Para Młoda powinna mieć ze sobą w kościele chleb i cukier, co jest symbolem dostatku żywności. Tak się zastanawiam: gdzie Pan Młody ma sobie schować kromkę chleba? Za pazuchę, czy do kieszeni w spodniach? A może schować Pannie Młodej do welona? ; )

Ale offtop!

tyszer88 nie wspomniałeś gdzie trzeba ukryć cukier albo okruszek chleba :-) Takie rzeczy przechowuje się w ... biustonoszu Panny Młodej :-) Chociaż ja z tego zrezygnuję bo znając siebie będzie mnie to denerwować. Gdybym miała słuchać tych wszystkich zabobonów o których czytałam w internecie to chyba nie wyszłabym z domu :-)

Podoba mi się pomysł z kącikiem winnym. Może postawimy tak kilka rodzajów win z krótkimi opisami i poradą, do jakich potraw najlepiej pasują.

Co do potraw to nie mamy wybranych jeszcze konkretnych dań - o tym będziemy decydować na dwa miesiące przed ślubem. Wiem jednak, że w propozycjach (tak jak przewidział ciuriosum) przeważają potrawy "swojskie". Będę jednak unikać tych wszystkich dziwnych dań w galaretach - których na weselach jest cała masa :-)
Pora dnia - ślub o 17 więc wesele po 18.30.

Kontytuując offtopicznie - to w jaki sposób młoda para po zakończeniu ceremonii pod ołtarzem wykona "w tył zwrot" determinuje to kto będzie w małżeństwie rządził. Radzę zacząć trenować musztrę ;)

Ze mną ciężko wygrać :) Silna jestem :):)

Czyli Ty rządzisz?

hehehe ;-)

Zaloguj się aby skomentować ten tekst

Zaloguj się do serwisu aby obserwować aktywność innych użytkowników i odbierać od nich wiadomości.