Recenzja wina English Rose Chapel Down 2008 - Szymon St. Kamiński
Trafiło do moich rąk...
Bardzo proszę, kto z Państwa pił wino angielskie, ręka do góry! Widzę, że nie bardzo... Aż boję się pytać, kto jak je ocenił... Umówmy się, przy tym położeniu geograficznym Anglia nie jest idealnym miejscem do uprawy winorośli. Poza tym, jak Anglik może żyć z świadomością, że mu w piwnicy coś fermentuje? To wina nie można pasteryzować? Jest kłopot. I rzeczywiście, angielskie winiarstwo skończyło się w XVI wieku, a ruszyło na nowo w połowie XX. Jest więc może jakaś nadzieja dla nas, że za jakieś 60-80 lat to
źródło: http://www.winerambler.net/wine/chapel-down-english-rose-2008 |
co produkuje Polska będzie miało jako-taką reputację. Koło nas nie płynie Golfstrom, ale przynajmniej pogodowo mamy więcej szans (liczba dni słonecznych, mikroklimat). Nie wiem, czy Państwo wiecie, mamy nawet winiarza na przedmieściach Suwałk, który dowodzi, że na polskim biegunie zimna tez można uprawiać winorośl szlachetną (vitis vinifera, z niej robi się wino). Tymczasem Anglicy, z uwagi na zamożność i zadufanie w sobie, stali się przez te setki lat sporym rynkiem importującym wina i ojczyzną bardzo wielu krytyków winiarskich, w tym najbardziej znanych jak potworna nudziara Jancis Robinson i niezły zawodnik Hugh Johnson (ten od książki „Odkorkowane życie”).
Wróćmy do wina. English Rosé 2008. Winiarnia Chapel Down z Tenterden w Hrabstwie Kent. Brzmi nieźle? No bo to podobno pierwsza piątka winiarzy angielskich. Jedyna angielska winiarnia notowana na giełdzie. Ich enolog, Owen Elias, to czterokrotny zdobywca tytułu „angielski winiarz roku”. Coś jakby mistrz w narciarstwie alpejskim Ugandy. Ma do dyspozycji owoce z 11 hektarów, ale 140 hadkontraktuje u innych winogrodników. To jakieś 20% całego winiarstwa na wyspie. Z tego udaje się wydusić 550.000 butelek rocznie. Białe, różowe i musujące. O zgrozo, produkują także piwo. Butelka którą mam w ręku jest precyzyjnie oznakowana, zamykana zakrętką. Przygotowałem do tego wina łososia z patelni w sosie holenderskim, z warzywami na parze. Wygląda na to, że wino zrobiono ze szczepów hybrydowych, na co Unia Europejska nie patrzy życzliwie. Może jest też pinot noir. W nosie niewiele, niby jakieś czerwone niedojrzałe owoce. W ustach przyjemne, choć tylko 11,5 % alkoholu nie stabilizuje wina. Ciekawy aftertaste, czyli posmak, w tym wypadku przypraw. Na pewno do szybkiego wypicia. Jeśli chcemy kupić, bierzemy 58 zł i udajemy się do sklepu Marks&Spencer. Wino kosztuje drożej niż zestaw 5 skarpet w różnych odcieniach brązu (49 złotych), ale taniej niż męska piżama (79 złotych). No tak, już tworzy się kolejka na dziale spożywczym. Proszę się nie pchać. Pan tu nie stał... !