Radość picia, Barbara Holland - recenzja
Książka z winem w tle Niedawno buszując pomiędzy książkami w jednej ze stołecznych księgarni natrafiłem na niepozorną książeczkę. Nosiła ona zapraszający tytuł „Radość picia”. Była ona ostatnią książką napisaną przez, niestety już nieżyjącą, Barbarę Holland. Poprzez początki cywilizacji, wesołe kufle, ulice pełne ginu, problemy pielgrzymów, uciechy, pochody absytentów, martini, problemy dnia następnego aż do koneserów i modnisiów – autorka zabiera nas w podróż po napitkach, jakiej nie opisał jeszcze nikt.
Raczyliśmy się alkoholem odkąd historia sięga. Świetnie nam znany kumpel Dionizos z pewnością z politowaniem spoglądał na tych, którzy „wygrywali” zawody w piciu, nierzadko płacąc za to najwyższą cenę. Każdy przepis na drinka czy relacja z podróży przeplatana jest humorystycznymi wstawkami, które sprawiają, że ani się oglądamy, a kończymy czytać ostatnią stronę. Ale nie przerywajmy jeszcze. Wszak wiemy, że ludzie pili od dawna. Spożywanie alkoholu obrastało kultem – Dionizosa nikomu nie trzeba przedstawiać. Pili i piją władcy i możni tego świata, ale również klasa średnia i biedota. Autorka na wszystkich stronach książki uświadamia amatorów i nie tylko, że już dziesięć tysięcy lat temu ludzie poszukiwali jagód, ziemniaków, miodu, jabłek, brzoskwiń, winogron, kukurydzy, jęczmienia. W jakim celu? Aby poddać je – początkowo nieświadomej i niezrozumiałej – fermentacji. W efekcie otrzymywali napój, który oszałamiał i pozwalał zapomnieć o troskach dnia codziennego.
Autorka interesująco pisze o modach na - samotne lub nie – picie kawy i herbaty. O ile wyznawcy pierwszego trendu gromadzą się w kawiarniach i nerwowo dyskutują, o tyle „herbaciarze” opisywani są jako ludzie nad wyraz spokojni i rzeczowi. Barbara Holland porusza także „zbawiennie” działania sporych ilości mleka, które lansują media. Chociaż to ani kawą, ani herbatą, ani mlekiem, ani nawet wodą nie są wznoszone toasty, zarówno te małe, jak i duże.
Każdy rozdział książeczki poprzedzony jest stosownym cytatem lub wierszykiem, na przykład: „Lubię kieliszek Martini, albo dwa – to się zdarza. Po trzech ląduję pod stołem, po czterech w łóżku gospodarza”, „Na jarmarku w Ludlow byłem, Krawat Bóg wie, gdzie zgubiłem, Przez pół drogi do domu (czy jakoś tak), Piwa z Ludlow targałem kilka pint lub kwart; Nagle świat cały zrobił się piękny, A ja uznałem, żem chłop nieprzeciętny; W rozkoszne błotko padłem i leżałem; Byłem szczęśliwy – dopóki nie wstałem” lub „Zobacz, browar się buduje. Zobacz, ksiądz misję sprawuje. Fartuch związał jak należy. Miesza trunek wzdłuż obrzeży. W kotle kipi, przyjaciele. Żwawa radość i wesele. Smutek wnet się gdzieś oddali. Zawiść już cię nie rozpali. Sól attycka i dowcip świeży. Zaprawią słód jak należy”.
Zastanawialiście się kiedykolwiek, skąd wzięło się tyle określeń na kaca czy też od kiedy używane jest to pojęcie do opisania specyficznego uczucia „dnia następnego”? W „Radości picia” znajdziecie nie tylko odpowiedzi na te pytania, ale będziecie żałować, że książka jest ta krótka, a zarazem tak interesująco napisana i rzeczowa. Ukłon należy się Jackowi Koniecznemu, który świetnie oddał realia książki w świetnym tłumaczeniu.
tekst: Michał "WineMike" Misior źródło: egzemplarz książki zakupiłem w księgarni Dedalus |