Ta witryna wykorzystuje pliki cookie, dowiedz się więcej Zgadzam się

Wines of Uruguay - relacja

2014/03/26

 

Jeśli zapytacie znajomych o wina z Urugwaju to najczęściej odpowiedzą Wam pytającym wzrokiem. O ile doskonale wiemy, gdzie jest Argentyna czy Chile to wskazanie na mapie tego małego kraju spowoduje nie lada kłopot, a co dopiero znajomość win stamtąd! Stowarzyszenie Wines of Uruguay postanowiło przybliżyć wina od zrzeszających go producentów, a skok w nieznane okazał się niezwykle różnorodny.


Wcześniej popełniłem tekst o szczepie Tannat, który w Urugwaju odgrywa kluczową rolę. Podobnie jak z hasłem Malbec, które automatycznie kojarzymy z Argentyną, tak wspomnianą odmiana nierozerwalnie łączy się z Urugwajem. Dla przypomnienia – Tannat został przywieziony do tego kraju z południowej Francji w połowie XVIII wieku. W dalszym ciągu szczep ten odgrywa ważną rolę w Madiran, gdzie daje solidne wina, które przeznaczone są do kilkuletniego i więcej starzenia. Natomiast z reguły w Urugwaju trafimy na duże nasłonecznienie, co sprawia, że wina szybciej dojrzewają. Nie bez wpływu pozostaje również chłodny morski klimat wzdłuż Atlantyku, a co więcej, wina te cechuje orzeźwiająca kwasowość.

 




Położony między 30 i 35 S Urugwaj charakteryzuje się podobnym klimatem co Argentyna, Chile, RPA oraz Nowa Zelandia. Przeważnie gliniaste gleby w połączeniu ze sporym nasłonecznieniem, znośnymi opadami deszczu, dają optymalne warunki do uprawy winorośli. Na ogólny klimat wpływają bryzy znad Atlantyku, podobnie jak w Bordeaux, nasłonecznienie przypomina Argentynę i Chile. Stosunkowo łatwo winiarzom jest osiągnąć równowagę pomiędzy kwasowością a owocem w winie, niczym w Nowej Zelandii. Dziewięć tysięcy hektarów upraw mówi samo za siebie, a jak to wygląda w praktyce?


Przyzwoite wina znajdziemy w Jean Carrau. Sauvignon Blanc 2012; świeże, ostre, niezła równowaga, mocno cytrusowe oraz Chardonnay de Reserve 2012; raczej klasyczne Chardonnay, ładnie zrównoważone, poza podręcznikowymi nutami maślano-waniliowymi intrygujące akcenty białego bzu. Toscanini gustuje w innych klimatach. Cabernet Sauvignon 2010; pełna beczka, bardzo dobra równowaga, sporo akcentów suszonych owoców, warzyw i ściółki leśnej, wibrujące. Soczysty kupaż Adagio 2010; zgrabna tanina, zamszowe niuanse przeplatają się z akcentami leśnym owoców, a wszystko ładnie spina wspomniana tanina z przyjemnym finiszem.

 




Czarnym koniem degustacja okazała się Fulgueira. Niepozorne butelki skrywały wyjątkowe wina. I nie ma w tym cienia przesady. Tannat-Cabernet Franc 2012; przesmaczne wino, łączące w sobie świeżość owocu i wyrazistą kwasowość, która nie męczy. Dość długie oraz nieoczywiste, rozwija się w kieliszku na korzyść owocu (i degustującego). Tannat Propium 2011; niemal mętne wino, atramentowo mroczne, sporo akcentów creme de cassis, słodkawe nuty w nosie i ustach, długie i hedonistyczne oraz jego prawie-bliźniak – Tannat Reserva 2011; Solidne wino, zdecydowanie wymaga dekantacji, świetna równowaga, jednak nieco przytłumiony owoc nieźle idzie w parze ze zgrabną kwasowością. Zaskoczeniem był Pinot Noir Propium 2011; treściwe, a zarazem przyjemnie finezyjne, lekkie i jednocześnie pełne, nieoczywisty Pinot.

 




Nowo światowy akcent ze Starego Kontynentu - Albarino 2013 od Garzon; orzeźwiające, nieco kamiennie, mineralne, bakaliowe akcenty. Albarino z największego poza Hiszpanią miejsca jego produkcji, well done! Ballena i Cabernet Franc 2009; sporo soczystego owocu, świetna równowaga, jednak raptownie krótkie, a szkoda, bo zapowiadało się na wino, które trwa-i-trwa. Jednak któż zabroni sięgnąć po drugi kieliszek? Oraz Merlot Reserve 2009; w ogóle nie przypomina Merlota i w tym jego zasługa, naturalnie to żart. Spora świeżość, nagromadzenie nut leśnych owoców, ładnie zaznaczona beczka i ekstrakt, wielkie wino, które z pewnością może jeszcze spokojnie parę lat zaczekać na otwarcie. I wreszcie perełka od Pizzorno – Select Blend Reserve 2011; niezła równowaga, która z czasem zgrabnie układa się z owocem, akcentami ściółki leśnej, niuansami zamszu.

 




Urugwajowi grozi globalizacja w złym tego słowa znaczeniu. Wpuszczenie przez niektórych winiarzy Michella Rollanda do „nadzorowania” prac w winnicy raczej nie posłuży uwydatnieniu lokalnych cech winorośli, w sprawi, by wina były bardziej user friendly. Miejmy nadzieję, że Urugwajowi uda się mimo zakusów robienia „coca cola wines” zachować to, o co coraz trudniej w winiarskim świecie – unikalności.

tekst i foto: Michał "WineMike" Misior

 

Komentarze

Zaloguj się aby skomentować ten tekst


Zaloguj się do serwisu aby obserwować aktywność innych użytkowników i odbierać od nich wiadomości.