Ta witryna wykorzystuje pliki cookie, dowiedz się więcej Zgadzam się

Felieton Tadeusza Kuncy pt. "Kocie siuśki w kieliszku"

 

Tadeusz_mini magnify dobre

Wąchasz wino i wydaje ci się, że czujesz winogrona.

 

Ekspert kręci głową z dezaprobatą. Wąchasz jeszcze raz... – Może jakieś jabłko? – Proponujesz nieśmiało.

Ekspert krzywi się z niesmakiem. Czujesz, że znowu spudłowałeś. Tymczasem on wsadza swojego wielkiego nochala do połowy kieliszka, pociąga nozdrzami i po chwili wyrzuca z siebie jednym tchem:

- Wędzona śliwka z nutą mokrej ściółki, przechodząca w zwierzęcą skórę, z domieszką czarnego bzu, kiszonej kapusty i ropy naftowej.

Czujesz się bardzo bardzo samotny. Zielone jabłuszko twojej wyobraźni utyka ci w gardle. Próbujesz je wykrztusić, ale przeszkadza ci w tym fetor kiszonki. Na szczęście budzisz się!

 

To tylko sen, ale może przydarzyć się każdemu, kto chociaż raz uczestniczył w profesjonalnej degustacji. Język winiarski bywa równie tajemniczy jak zakon templariuszy, a i atmosfera degustacji temu sprzyja. Trochę w tym mszy, trochę teatru.

Bardziej wyluzowani Mistrzowie Ceremonii zadbają również o odrobinę pornografii, dla równowagi, bo zakazany owoc smakuje najlepiej, a wino może mieć przecież takie piękne uda... (francuskie ‘’belle cuisse’’)

Uczestnicząc w takiej degustacji możesz mieć wrażenie, że umyka ci jakiś wymiar, którego nie zdążyłeś poznać. Nawet znane ci słowa brzmią obco.

– To wino otwiera się porzeczką. – Mówi ekspert, a ty spuszczasz głowę zakłopotany, bo od zawsze myślałeś, że korkociągiem.

 

Tymczasem wino jest przede wszystkim pachnącą przygodą.

Przygodą bezpretensjonalną i bez zadęcia. Percepcja aromatów, to sprawa bardzo indywidualna. Tyle zapachów wina, ile nosów. Nos nosowi nierówny. Czujesz agrest, a ekspert mówi, że powinna być pokrzywa? Nie przejmuj się. Masz prawo okopać się na twojej pozycji. Najważniejsza jest przyjemność, jaką masz z wąchania i picia. Arbitralne oceny są tutaj nie na miejscu.

 

Złe języki mówią, że zapach kocich siuśków, dość często spotykany w Sauvignon Blanc z Nowego Świata, nie jest pożądany.

No cóż, przystanki na żądanie mają to do siebie, że nie zatrzymują się na nich wszystkie autobusy. Co nie znaczy, że są niepotrzebne.

Na dzisiejszą kolacji polecam zatem sałatką z kozim serem.

Liść sałaty, pomidor, oliwki, najprostszy sos vinaigrette. Tylko żadnych orzechów!

Do tego dobrze schłodzone Sauvignon Blanc.

Jeśli nie masz w domu kota, to jest szansa, że nawet nie rozpoznasz nuty kocich siuśków. Wtedy może być na przykład cytrusowo. Z kozim serem fantastyczne!

 

Komentarze

Kolejny ciekawy, nietuzinkowy felieton. Ku przestrodze "niby ekspertom". Podzielam pogląd autora, że wino to sprawa bardzo indywidualna. Ekspert jest po to, aby otwierać krainę wina dla wszystkich zainteresowanych. Tych co patrzą na wszystkich z góry i próbują narzucać swój jedynie słuszny pogląd nie cenię.
Tak naprawdę to nie dotyczy tylko winiarstwa... Ot taka refleksja.

Przyznam się że wina które pachnie kocimi siuśiami wolałbym nie pić, a zwłaszcza nie wąchać... Zdecydowanie wolałbym wino pachnące mokrym psem - podobną są takie, a jako zdeklarowany psiarz ten zapach lubię :) Tylko że dla mnie, jako profana, większość win pachnie i smakuje - winem. Panu Tadeuszowi dziękuję za to że oddaje szacunek takim jak ja "maluczkim" którzy po prostu lubią wino i chcą się nim cieszyć, a nie chcą i/lub nie potrafią wdawać się w spory na temat mokrej ściółki i kiszonej kapusty.

Kocie siuśki :) hehe. Ma Pan poczucie humoru. Pozdrawiam

Bartku ja też uwielbiam psy - a więc ich zapach także :) Jestem, tak jak Ty za winem pachnącym jak mokry pies a nie jak kocie siuśki (kota też mam i wiem co to oznacza) :)

Kochani, traktujecie ten tekst zbyt dosłownie. Dla mnie liczy się przesłanie, a użyta do tego metafora jest tylko narzędziem.

Felieton znakomity, ale cóż się dziwić, skoro znakomity jest Autor!
Dla mnie wynika z niego jeszcze jeden morał i to w cale nie w tonie żartu. Aby nabrać biegłości i pewnej ogłady w ocenianiu wina potrzeba cały czas uczyć się zapachów. Wąchać swojego psa i to co narobił kot. Podnieść z ziemi mokry kawałek wapiennej skały. Zniżyć się do poziomu mchu i głęboko wciągać zapachy ściółki, siana, świeżo koszonej trawy, kwiatów i kwiatuszków. I rzecz druga - nigdy nie będzie degustował ten, kto delektuje się winem siedząc z narzeczoną na kanapie przed kominkiem, albo co gorsza - telewizorem. Wino nie wymaga intymności, ale "liturgii". Magia wina to opisanie słowami wrażeń zmysłowych. Każda butelka, każda skrzynka wina w piwnicy powinna być okazją do spotkania z ludźmi, do otwarcia się na radość bycia w gronie przyjaciół czy innych współbiesiadników.
Język opisu wina bywa czasem nazbyt poetycki. "Czuję zapach sieni w małym myśliwskim domku gdzieś w Piemoncie; po obejściu wałęsają się psy, które właśnie wróciły z polowania, a gospodyni w błękitnym fartuchu smaży na blasze konfitury ze śliwek." Jeśli jest to w miarę celne, to jeszcze pół biedy. Najczęściej jednak widać i słychać zwyczajny przerost formy nad treścią, albo ukrywanie braków w nomenklaturze enologicznej. Czasami trafiają się zaskakujące ciekawostki, jak choćby piszącemu te słowa, gdy na poważnej degustacji wymknęło mu się pod adresem pewnej sherry: "To wino jest jak kobieta, z którą miło by było spędzić jeden wieczór, ale na pewno nie całe życie..."

Panie Szymonie, jestem po raz kolejny pod dużym wrażeniem. Rzadko zdarza się, żeby dwóch tak znamienitych ekspertów wypowiadało się tak zgodnie na tak ważny temat. Podziwiam osoby, które potrafią mówić o winie w tak bezpretensjonalny i jednocześnie fachowy sposób. Chapeau bas!

Peter Mayle się kłania. Z której książki? "Dobry rok"? "Jeszcze raz Prowansja"? Juz nie pamiętam. Hmmm.

Słynne "kocie siuśki" - gdy zaczynałem pracę z winem usłyszałem określenie "nosa" S.B. jako "kocie siki na agreście, czasem z nutą wiejskiego obejścia" to się nazywa "obrazowy" opis. Co do nut zapachowych i ich opisów to powinniśmy jak Krzysztof powiedział traktować je raczej z dystansem (tak jak ten artykuł), przecież nie chodzi oto że wino "pachnie jak...", tylko że nuty zapachowe "są podobne do zapachu...". Każdy ma inne możliwości odczuwania oraz nazywania zapachów. Jeśli chodzi o przytoczone możliwości to najważniejszy jest trening.......więc trenujmy z zapałem!

Oj tak trening by się przydałzbieram się juz parę miesięcy, żeby pobiegać po dziale owoce/warzywa/zioła :) , kocich siuśków na szczęście nawąchałem się juz aż nadto ..a mokrego psa nie chce czuć za nic w Świecie :) , ale to co daje nam wino, możliwość szukania i oby jak najczęściej znajdowania cudownych zapachów to jest właśnie w nim bezcenne :) , co do opisów Piemontu :P, nie raz zdarza mi się przysiąść przy różowym winie i wspominać "poranek na tarasie w La Cadière-d'Azur" ...

Przy okazji Panie Szymonie, jeśli to Pana własne zdanie "– To wino otwiera się porzeczką. – Mówi ekspert, a ty spuszczasz głowę zakłopotany, bo od zawsze myślałeś, że korkociągiem." czapki z głów, dawno się tak nie uśmiałem w środku nocy ! :)

Zaloguj się aby skomentować ten tekst

Zaloguj się do serwisu aby obserwować aktywność innych użytkowników i odbierać od nich wiadomości.